listopada 18, 2012

Chcemy częściej

Informacja o imprezie trafiła do nas stosunkowo późno, nie było szans na przygotowanie własnego stoiska, więc od piątku byliśmy nastawieni wyłącznie na konsumpcję. Wrocławski Browar Mieszczański to idealne miejsce na tego typu przedsięwzięcia. Już przed wejściem zapachy pobudzały wyobraźnię. Wchodzimy …

Idea Restaurant Day zrodziła się rok temu w Finlandii. Od tego czasu szybko zaadaptowali ją amatorzy gotowania w innych krajach. Jak piszą organizatorzy Reday to kulinarny karnawał, jeden dzień, w którym każdy może zostać szefem kuchni i otworzyć swoją restaurację.
Więcej na samej stronie imprezy: http://www.restaurantday.org/pl/
A my już zaglądamy do środka.

Tam ciepło, dość przytulnie, gwar rozmów przy jedzeniu i delikatna muzyka w tle, sprawiana na konsolecie ponad stoiskami. Organizatorzy chyba nie przewidzieli takiej liczby uczestników, może to my zasiedzieliśmy się zbyt długo, ale niektórzy musieli czekać kilka-kilkanaście minut na miejsce wolne przy stoliku, choć dalej większość na stojąco. Ale to właśnie kawałek street food w środku starego browaru, sprawia, że jedzenie smakuje wyjątkowo. Pomiędzy starymi, niemymi maszynami, pod ścianami rozstawione stoiska Slow Food Youth Wrocław, NoToJemy, Jedzieniadorzeczy, Na Ostrzu Noża i punkt z lokalnym piwem i winem, którego nazwy za nic nie spamiętaliśmy. Trochę szkoda, że coraz częściej lokalne znaczy jedynie czeskie. Miejmy jednak nadzieję, że już niedługo na podobnych eventach będziemy mieli okazje skosztować chociażby świdnickiego Marcegorza. Tak czy inaczej czekała nas jeszcze podróż samochodem tego wieczora, więc piwne stoisko minęliśmy dość obojętnie. Dalej Panowie z Jedzeniadorzeczy serwowali Eintopfy, czyli dania jednogarnkowe i tam naszą uwagę najbardziej przykuł bigos jezuicki, potrawa dość treściwa bo składająca się właściwie z samych kawałków mięsa i cebulki, na białym winie. Całość słodkawa i delikatnie kwaskowata, naprawdę warta uwagi. Poza tym eintopf z różnymi rodzajami mięs: wędzonym, pieczonym, gotowanym. Dalej stoisko Slow Food Youth Wrocław. Zaczęliśmy od ciast i to chyba był nasz błąd. Zakochaliśmy się w buraczano-daktylowym z kruszonką, i chcieliśmy więcej i więcej … Z trudem zmieściliśmy w sobie bockburgera (z naprawdę solidnym kawałkiem boczku), pierogi z kaszą i zupę ziemniaczano-cytrynową. Oczywiście to nie wszystko co oferowali nam członkowie fundacji. Zaraz obok jednak całkowite zaskoczenie, bo na stoliku obok, stoisku NoToJemy chrupiące świerszcze. Warto było spróbować i przełamać resztki żywieniowych ograniczeń. Małe owady może nie zaskakują smakiem, ale sama konsystencja owszem. Jeszcze prosimy o porcję chałwy marchewkowej i … przy ostatnim stoisku jesteśmy pełni.

Buraczane ciasto to nasz zdecydowany faworyt. Impreza jak najbardziej udana, pozostaje czekać do lutego i już teraz myśleć na potrawami na własne stoisko.