sierpnia 12, 2013

Na zielonym Żoliborzu


Niezaprzeczalnym faktem jest, że Warszawa często wywołuje skrajne emocje. Szczególnie przy pierwszych spotkaniach. Ale jest to chyba naturalny ludzki odruch na spotkanie z tym co obce. Do tego dochodzi szereg stereotypów i uprzedzeń. A to już tylko nasz wybór czy im się poddamy  i zaczniemy złorzeczyć na odległości, kierowców, wszędobylską martyrologię i brak klimatu, czy zaczniemy szukać i poznawać.

Nasza przygoda z Warszawą nie mogła rozpocząć się lepiej. Kiedy trafiliśmy tutaj miesiąc temu, wylądowaliśmy prosto na Partyzanckiej Kolacji u Igora i Ewy z Wyliż Talerz - panorama miasta z balkonu na Pradze i lekko owocowe spaghetti. Już następnego dnia za namową Piotra Szczęsnego z LearnRaw wylądowaliśmy na Solcu, aby poznać legendarne już podobno lunche od Barona. Zresztą i jego kuchnia wywołuje skrajne emocje. Widać taka karma stolicy i wszystkiego co w niej.

Ten weekend rozpoczęliśmy od poleconej przez Grzegorza Łapanowskiego wietnamskiej "restauracji" na Chmielnej. Nie straszne nam tego typu wnętrza, a pho ze smażonym karpiem i spring rollsy przekonały nas całkowicie. A 800g zupy to całkiem sowita porcja.

Już następnego dnia (wyjątkowo w niedzielę), przy pięknej pogodzie dane nam było raczyć się smakami i zapachami jednej z ciekawszych inicjatyw w naszym kraju. Tutaj słów nie wystarcza. Więc zostawiamy Was ze zdjęciami z Targu Śniadaniowego. Żoliborz jest piękny i zielony. Gdzie indziej niż tutaj mogła zrodzić się taka idea?

To must-see Warszawy.