Pierwszy raz jadłam go z pistacjowym pasztetem, kolejny raz z malinową konfiturą. Odkrycie ojca sprzed 6 lat sprawiło, że coraz bardziej tęsknie za miastem nad Odrą. Piekarze na Bema dali mi smak i przeżycie. Jednolite i prawdziwe... Kolor ciemnego piwa, w podwójnej skórze, podkreślał ordynarny, ale jakże szlachetny charakter chleba. Smak gorzki, z kwaskowatym finiszem. Piekąc swój chleb, postanowiłam, choć jednym akcentem, nawiązać do tamtych doświadczeń - grubą skórką. Moje pieczywo nie wymagało specjalnego pieca. Wystarczył zupełnie stary piekarnik, średnia temperatura i czas, bo to ostatnie szczególnie cenią sobie drożdże.
Przygotowałam proste, ale wymagające dłuższego odpoczynku ciasto. W oczekiwaniu rosło, podobnie jak mój apetyt. Wreszcie, nad ranem, doczekało się właściwej temperatury i przy niewysokiej temperaturze nabrało odpowiedniej formy.
mały chleb
400 g mąki pszennej
2 czubate łyżki otrębów pszennych
1 łyżka łuskanego słonecznika
odrobina ponad pół łyżeczki drożdży instant
pół łyżeczki soli
pół łyżeczki cukru
woda
Przesypcie mąkę przez sito a następnie wymieszajcie suche składniki. Na końcu dodajcie tyle wody, żeby ciasto nie lepiło się do rąk i było elastyczne. Odłóżcie gotowe ciasto w suche i ciepłe miejsce na 12 h. Po tym czasie, ciasto przełóżcie do formy i umieśćcie w piekarniku nagrzanym do 160 stopni, pieczcie 1h - 1,15 h.